poniedziałek, 20 lutego 2012

NA TROPACH LEGENDY...


Cykl o zamku w Będzinie wszedł w dość nudnawą fazę (taki był drugi i będzie trzeci odcinek, ale potem zaczną się rzeczy ciekawsze:-), zatem w charakterze przerywnika proponuję coś innego. Taka mała dygresja znacznie dłuższa od zasadniczego wątku.

Już kiedyś pisałem, że swego czasu miałem własne wydawnictwo. Nazywało się POSITIV (językowym purystom i filologom angielskim od razu wyjaśniam, że świadomie w nazwie nie było końcowego "E") i zanim upadło wydało w sumie trzy książki: RASTAMANI autorstwa mojej żony (jest już na blogu), DOUGIE MÓWI PO POLSKU pewnego szwedzkiego porą....ehm "poety" Douglassa Kneedlera (ze względów obyczajowych nie znajdzie się tutaj) oraz prezentowaną niniejszym NA TROPACH LEGENDY. SZKICE Z DZIEJÓW ZAGŁĘBIA.

Pomysł na książkę był w zasadzie stosunkowo prosty - chodziło o zebranie w formie mniej ulotnej wcześniejszych moich artykułów publikowanych w regionalnej prasie. Punktem wyjścia był cykl zatytułowany właśnie "Na tropach legendy", jaki ukazywał się w dąbrowskim "Pulsie Zagłębia" gdzieś tak na przełomie tysiącleci. Ideą przewodnią było poszukiwanie prawdy śladów prawdy historycznej w miejscowych legendach. Do niektórych tematów muszę kiedyś powrócić (jak choćby: "Będzin, sól i arianie albo kto zabił będzińskiego plebana" o wydarzeniach w Będzinie w czasach reformacji czy też "Wytrawny dyplomata czy szlachecki warchoł" o arcyciekawej postaci będzińskiego burgrabiego Mikołaja Siestrzeńca herbu Kornicz), niektóre w zupełnie nowych, rozszerzonych wersjach żyły później swoim życiem, pojawiając się także na tym blogu ("Kiedy powstała Dąbrowa Górnicza", "W poszukiwaniu zaginionego miasta"). Odrębną grupę tekstów stanowiły moje artykuły dotyczące dziejów będzińskich Żydów. Po paru latach jeden z będzińskich PO-lityków nazwał mnie głównym będzińskim antysemitą i wichrzycielem, żądając przy okazji usunięcia mnie z pracy, ale mimo osłabienia zapału te tematy nadal gdzieś tam we mnie się tlą.


Książkę zrobiłem sam, łącznie ze składem i projektem okładki, drukiem zajął się ówczesny będziński drukarz, Grzegorz Wierzbicki. Współpraca żadnej ze stron dochodu nie przyniosła - w każdym razie ja jemu zawdzięczam pierwsze lekcje w dziedzinie składu i druku.

Jeszcze jedna ciekawostka z tego czasu: razem z książką wydana została "promocyjna" pocztówka. Później ten zwyczaj przejął pewien zagłębiowski "historyk-amator" (szczerze nie znoszę tego określenia). Owa pocztówka (już z nadrukowanym znaczkiem i pieczęcią) wyglądała tak:



Całą książkę można ściągnąć w postaci pliku pdf (16,3 MB) z mojego CHOMIKA.

Bez rejestracji i logowania można także ściągnąć STĄD.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz